Biblionerzy Blog

Biblia w codziennym życiu człowieka

Powołanie misyjne to dar i tajemnica


Kryzys powołań? Tak. Czy się tym martwię? Nie! Sam nie wiem jak stałem się misjonarzem werbistą. Modlę się o nowe powołania bo pamiętam słowa Jezusa: Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.


Kryzys powołań

Po powrocie z Afryki w 2016 r. słyszałem wszędzie, że jest kryzys powołań. Przez pewien moment zacząłem się nawet martwić, jakby to wszystko ode mnie zależało. Nie trwało to jednak długo. Wkrótce zrozumiałem jedną rzecz. Nic nie mogę na to poradzić, ponieważ sam nie wiem, jak to się stało, że jestem dzisiaj misjonarzem, zakonnikiem i księdzem.

Nigdy w liceum nie myślałem o seminarium, a było ono obok budynku liceum, do którego chodziłem w Tarnowie. Nie wziąłem nawet tego pod uwagę przed maturą. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej, ale pod koniec liceum chciałem zostać malarzem i zdawałem na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Nie zdałem egzaminu i skończyłem na studiowaniu chemii. Wszystko dlatego, by nie zabrali mnie do wojska.

W czasach PRL-u były na studiach zajęcia z elementów filozofii marksistowskiej. Trafiłem na wykładowcę, który Marksowi poświęcił tylko jeden wykład. Pozostałe zajęcia były z historii filozofii na podstawie trzytomowego podręcznika Władysława Tatarkiewicza. Po wykładzie o Błażeju Pascalu postanowiłem pojechać do domu w Tarnowie. “Myśli” francuskiego pisarza leżały na półce z książkami w pokoju mojego starszego brata. Dzisiaj znalazłbym je w komórce.

– Dobry wieczór – powiedziałem do mamy, która w kuchni była zanurzona w modlitwie i wymknąłem się do swojego pokoju, by zagłębić się w lekturze. Czytałem do momentu, aż zasnąłem ze zmęczenia. Rano wstałem i poszedłem do kościoła na poranną mszę świętą. Nigdy tego wcześniej nie robiłem. Chodziłem tylko w niedzielę i często przychodziłem dopiero na Ewangelię.

Moje powołanie

Przez kilka tygodni chodziłem, mając w głowie zakład Pascala. Wiara w Boga, gdyby Go nie było, przynosi nieporównywalnie mniejsze starty niż brak wiary w Boga jeżeli On istnieje.

Nie wierząc w Boga człowiek może stracić życie wieczne, wierząc i praktykując, najwyżej trochę czasu.

Było to prawdopodobnie na początku grudnia. Jechałem żółto-niebieskim pociągiem podmiejskim do Krakowa na kolokwium z chemii. W pociągu było pełno ludzi. Stali ściśnięci w korytarzu. W pewnym momencie zasnąłem z notatkami w ręce. Obudziłem się nagle z myślą, która nigdy wcześniej nie pojawiła się w mojej głowie.

Zapomniałem przez moment, gdzie byłem. Popatrzyłem w okno i zacząłem myśleć o Afryce. Może dlatego, że moim opiekunem, kiedy byłem ministrantem, był ksiądz, który wyjechał na misje na Madagaskar. To było dawno. Jeszcze w szkole podstawowej. Na początku szkoły średniej przestałem służyć przy ołtarzu. Wielością nowych zajęć usprawiedliwiłem moją rezygnację.

Później na biurku mojego kolegi w akademiku znalazłem mały werbistowski kalendarz. Były w nim adresy wszystkim domów misyjnych Polsce. W lutym następnego roku w kiosku ruch natrafiłem na Hejnał Mariacki z artykułem o werbistach. Kupiłem w antykwariacie sporą stertę książek religijnych, by przygotować się do wyjazdu do Pieniężna. Byłem przekonany, że będzie egzamin. Okazało się później, że było tylko jedno pytanie: “Czy jesteś gotowy na wyjazd na misje tam, gdzie pośle ciebie Kościół?”

Co to jest powołanie? To tajemnica i dar zarazem. Królestwo Boże przerasta moje wyobrażenie. O moim misyjnym powołaniu wiem tylko jedno. Przyszło samo. Nie klęczałem przed tabernakulum w kościele. Nigdy nie byłem na rekolekcjach powołaniowych. Dlaczego dzisiaj mamy mniej powołań? Nie próbuję tego nawet zrozumieć. Mądre socjologiczne analizy wywołują na moich ustach lekki uśmiech. Robię swoje. Modlę się o powołania, ale robię to tak, jak zawsze robiłem. Jestem spokojny. Bóg ma swój plan.

O autorze

ks. Jacek Gniadek SVD

Jestem misjonarzem werbistą. Aktualnie mieszkam i pracuję w Warszawie. Wcześniej na misjach byłem w Kongo, Botswanie, Liberii i Zambii. Piszę o misjach i ekonomii. Nie dzielę człowieka na homo oeconomicus i homo religiosous. Łączę to, co inni dzielą. Jedni w ekonomii, a drudzy w teologii.